Kilka dni temu zastanawiałem się czy pomników przyrody ubywa. Tymczasem problem jest szerszy i dotyczy nie tylko ubywania drzew pomnikowych, ale w ogóle dojrzałych egzemplarzy drzew. W końcu rzeczą naturalną jest, że pomniki będą z czasem zamierać, ale jeśli będą wycinane drzewa, które w przyszłości mogą stać się pomnikami, wtedy nie będziemy ich w stanie w żaden sposób zastąpić.
Ta końcówka zimy przyniosła wiele niepokojących doniesień medialnych o wycinkach w parkach, prowadzonych pod hasłem "rewitalizacji" czy przywracania dawnej świetności. Z reguły prace takie sponsorowane są hojnie z funduszy europejskich. Przykładem może być ostatnia wycinka drzew obok zamku w
Lidzbarku Warmińskim. Z prasy dowiadujemy się, że "rewitalizacja" kosztować będzie ok. 5 mln złotych, a polegać będzie min. na wycięciu w pień parku tak bardzo lubianego przez mieszkańców Lidzbarka. Podobne "rewitalizacje" mieliśmy już ostatnio w parkach w Warszawie, np.
w parku Krasińskich. Wycina się wszystkie stare drzewa żeby w to miejsce posadzić młode drzewka i krzaczki, a wszystko bez liczenia się z kosztami ekonomicznymi i przyrodniczymi. Czy nie lepiej było by pielęgnować to, co tam rosło przez długie dziesięciolecia (czy nawet stulecia)? Czy jest w tym jakaś logika? Otóż tak - ładnie wyjaśnia to Bareja w Misiu: "Dostajemy za tego misia, jako konsultanci 20% ogólnej sumy kosztów i już. Więc im on jest droższy, ten miś tym... no?". Prawdziwe pieniądze zarabia się tylko na drogich, słomianych inwestycjach, więc im więcej będzie tych wycinek i powtórnych nasadzeń oraz żeliwnych drogich płotów, tym... no?